Barbara Kucharska
Już sam tytuł wystawy przyciąga uwagę, sugerując naturalność i bezpretensjonalność, jaką emanuje natura. I rzeczywiście, obrazy Barbary Kucharskiej tchną malowniczym spokojem, ciszą, do której tęsknimy. Zielone przestrzenie, piaszczyste połacie plaż, bezkresy morza, łańcuchy gór nastrajają do łagodnego zamyślenia, niosą ukojenie. Ale też czuje się tu delikatny powiew wieczności, co pobudza do refleksji daleko głębszej, a więc kontemplacji samego dzieła stworzenia świata. Pod każdym obrazem widnieje odpowiednio dobrany cytat z Pisma Świętego, co utwierdza nas w przekonaniu, że wszystkie te malarskie przedstawienia, w zamyśle artystki (i nie tylko) usypane są pod niebem rękami Stwórcy.
Miałam przyjemność uczestniczyć zarówno w wernisażu, jak i finisażu, a dzięki odmiennej oprawie muzycznej oba te artystyczne wydarzenia tworzyły samoistne całości. Na otwarciu wystawy mogliśmy posłuchać zaprzyjaźnionego z malarką zespołu Ahawa w składzie: Elżbieta Kałużna (vocal, piano), Paweł Łysiak (vocal, bęben), Barbara Kucharska (flet). Tak, tak, flecistka była jednocześnie autorką prezentowanej w Salonie Sztuki „Kreatura” wystawy. W wykonaniu Ahawy usłyszeliśmy pełne radości i dziękczynienia psalmy wielbiące Boga, co doskonale korelowało z tematyką umiejscowionych na ścianach obrazów.
Z kolei na finisażu razem z artystką – malarką i flecistką – wystąpił muzyk z Ukrainy, Yurii Pshenychnyi grający na gitarze oraz bardzo ciekawym instrumencie o oryginalnej nazwie – baglama, liczącym sobie 500 lat. Towarzyszyła mu małżonka, Alona, akompaniująca na grzechotkach.
Z opowieści Juriia dowiedzieliśmy się, że w odróżnieniu od gitary, której dźwięk opiera się na tonach i półtonach, baglama posiada całe mnóstwo odcieni, brzmiących pomiędzy nimi, znacznie szerzej otwierającymi wachlarz wyrażanych podczas gry emocji. Pozwala też na „wygranie” przestrzeni i wiatru stepowego, tak charakterystycznych dla Ukrainy.
W to niemalże śpiewne brzmienie baglamy, doskonale wpisywały się wiersze nie żyjącej już poetki, Katarzyny Kado, która kilka lat temu miała w „Kreaturze” swój poetycki wieczór. Mecenas Andrzej Maciejewski chciał w ten sposób upamiętnić zarówno Jej osobę jak i twórczość. A że niejako „ad hoc” poprosił, abym pomogła mu w tej poetyckiej prezentacji, odczuwałam jakby przenikanie się dwóch światów, widzialnego z niewidzialnym. Bowiem nie spotkałam się dotąd z poezją tej autorki, a na finisażu mogłam użyczyć głosu jej wierszom. Czytaliśmy utwory z dwóch tomików Kado: „Niedługo wzejdą przebiśniegi” i „Cienkie linie życia”. Wiersze znakomicie harmonizowały z emanacją dzieł Barbary Kucharskiej, toteż w kameralnym gronie zasłuchanych gości ponownie pojawił się powiew transcendencji…
Maria Magdalena Pocgaj
Z malarstwem Basi po raz pierwszy spotkałam się w poznańskiej kawiarence. Było to również jedno z pierwszych spotkań z Basią w ogóle. Szybko stała się bliską osobą, siostrą w Chrystusie, przyjaciółką. Zaczęłyśmy razem grać w chrześcijańskim zespole muzycznym. Wspólne podróże, koncertowanie, modlitwa przynosiły ogromną radość, a Basia, choć tak inna ode mnie, wzbogacała mój świat.
Obrazy Basi określałam jako ciekawe, ładne pod względem kolorystyki. Gdy pewnego dnia dowiedziałam się, że w czołowej galerii w Sopocie można obejrzeć wystawę obrazów Basi, uznałam, że moja obecność- jako mieszkanki Trójmiasta- jest tam po prostu obowiązkowa. Na wystawę wybrałam się sama. Pierwszymi wrażeniami dzieliłam się ze sobą i Bogiem. Wielokrotnie opowiadałam o tym niezwykłym i bardzo intymnym spotkaniu z twórczością Basi. Pamiętam je dokładnie.
Tego dnia obejrzałam w galerii wszystkie wystawy różnych artystów, między innymi Magdaleny Abakanowicz. Doceniłam fakt, że Basi prace wiszą w towarzystwie sławnych autorów w świecie sztuki. Wisiały w holu, dlatego każdy, kto wchodził do galerii, mógł je zobaczyć. Pierwszy obraz, który dostrzegłam, bardzo mnie poruszył. Przypomniał mi krajobraz znad Zalewu Wiślanego, gdzie mieszkając przez wiele lat, zachwycałam się każdego dnia widoczną na horyzoncie Mierzeją Wiślaną. Wpatrując się w obraz Basi, miałam wrażenie, że ktoś opowiada moje życie, że ktoś je zapisał. Ten obraz mnie znał. Nie mogłam od niego oderwać oczu. Musiałam samą siebie przekonać, że przecież on tu …będzie. Nie zauważyłam tytułu, dopiero później odkryłam, że mój świat w Basi obrazie to Synteza.
Podążałam dalej. Podekscytowana, pełna radosnego zachwytu, potrzebowałam spokoju i pewności, że wszystko zdążę zobaczyć. Z szarości, zieloności, niebieskości-zresztą Basia tę paletę nazwie po swojemu-przeniosłam się w świat motyli, kwiatów, całej rozciągłości barw. To było niezwykłe. Czułam się jak dziecko, które znalazło się w królestwie zabawek. Uśmiechałam się sama do siebie. Podziwiałam obrazy, po czym odkrywałam nadane im tytuły, zdumiona, że są właśnie takie. Na jednym z nich wpatrywałam się w pozornie samotną gałąź. Miałam poczucie, że to ja, choć zupełnie sama, to nie samotna. Zyskiwałam przestrzeń, by oddychać i wykrzyczeć Bogu wszystko jak jest. Jakże mnie zdumiało, że tytuł obrazu to Przestrzeń. Pomyślałam: ktoś tu mnie zna! Jeden z ważniejszych dla mnie obrazów Basi nosi tytuł Przeznaczenie. Nieuchronny kres życia, który zobaczyłam, nie przerażał. Przeciwnie. Czy dlatego, że śmierć nie jest końcem.? Czy to miała na myśli Basia? Wiem, że nie obawia się śmierci. Miałam nadzieję więc, że moja interpretacja Przeznaczenia ją ucieszy! Każdy z obrazów sprawiał, że serce zabiło mi mocniej. Zanim ruszyłam na ponowne spotkanie z Syntezą, jeszcze raz obejrzałam wszystkie obrazy, jakbym chciała je pożegnać, a potem znów wpatrywałam się w swój świat. Choć nie byłam już pewna, że Synteza to jedyny obraz, w którym zapisane jest moje życie!
Z trudem opuściłam galerię. Zamyślona, poruszona, na policzku poczułam łzę. Miałam wrażenie, że nie jestem już tą samą osobą. W obrazach Basi odnalazłam to, co niewypowiedziane, tęskne, moje. I chciałam podzielić się wrażeniami ze wszystkimi, by zdążyli doświadczyć tego co ja. To był przedostatni dzień wystawy.
Czy ma to znaczenie, że Basia malując, modli się? Czy to wpłynęło na mój odbiór jej obrazów? Są bowiem jak zwierciadło duszy, mojej duszy. Spotkanie w galerii przechowuję w sercu jak najcenniejszy skarb, jak klejnot.
Zdaje się, że dzisiejszy świat przygnieciony własnym trudem życia i dramatem indywidualnego losu dominuje we współczesnym wymiarze ludzkiej egzystencji, tym samym w kulturze i przeważa swoje własne wartości. Ale ku naszemu zaskoczeniu, będąc w roli odbiorców sztuki malarskiej Barbary Kucharskiej widzimy przestrzenie idylliczne, doskonałe, nieziemskie, choć oparte są one na obserwacji natury z dominującym elementem stałego, pojawiającego się, określonego, barwnego horyzontu. Zatem gdzie tkwi klucz do tejże sztuki?
Artystka rozprowadza malarską strukturę swoich pejzaży w sposób pewny, ale też i powściągliwy. Wprowadza gładkie powierzchnie płaszczyzny, szczególnie syntetyczne w dużych formatach swoich płócien. Włada biegle sztuką farb akrylowych w delikatnych kontrastach, w spokojnych zestawieniach pastelowych i słodkich odcieni zachodzącego słońca, chmur, czy widnokręgu. Wydaje się, że obrazy Barbary Kucharskiej opowiadają mity i legendy, baśnie nieadekwatne do świata potocznego, codziennego życia, ale właśnie w tej artystycznej postawie malarki kryje się zachwyt dla boskiej cechy natury i zbawczego charakteru samego procesu przeżywania istnienia, jako radości i afirmacji i zachwytu dla Stwórcy – Boga. Artystka zdaje się podkreślać dominującą rolę Bożego planu w samym dziele życia i odwieczne stwarzające się prawa i czynniki w naturze zastanego, ziemskiego pejzażu i zarazem ludzkiego uczestnictwa w tymże procesie.
Malarstwo to opowiada cudowne, lekkie i przejrzyste, naturalne sytuacje, pozostawione nietknięte i nienaruszone bytem człowieka. Te obrazy są niezmąconą obecnością ludzką, są czystą emanacją „Pranatury”. Być może jest to symbol, czy jakiś fragment z „Biblijnego Edenu”. Barbara Kucharska zatem stara się przekazać ciepłą i przyjazną dla odbiorcy gamą barwną „Idee Dobra”. Tym samym ukazując bez kontekstu ludzkiego śladu swoje majestatyczne pejzaże, czyni je uniwersalnymi i komunikatywnymi dla potencjalnego uczestnika obecnej wystawy: „Melodia Pejzażu”. Może właśnie dobrym tropem dla przyjęcia i rozumienia tej sztuki, jest fakt, że artystka zajmuje się również muzyką profesjonalnie i operuje biegle grą na flecie. Z pewnością w poszukiwaniu Barbary Kucharskiej owej harmonii w stworzonym, zastanym, biologicznym świecie natury, ma wpływ Jej elementarne zamiłowanie do muzyki, w jej łagodnym i subtelnym wymiarze, praktykowanego, delikatnego dźwięku.
Cieszy zatem fakt w tejże prezentacji, iż być może dzięki tej właśnie sztuce dokonała się w jakimś sensie „Artystyczna Teodycea”. W duchowych, czułych i subtelnych przeżyciach artystki i przez nie same, stały się one i stają nieustannie impresją oraz inspiracją dla tematu pejzażu, integrującego się w sposób niezawisły i bezkompromisowy, w relacji czystego pierwotnego stworzenia i zachwytu dla tegoż świata. Myślę, że przestrzeń ludzkiej kultury być może potrzebuje zwłaszcza teraz tego świadectwa, zaangażowania i dawania nadziei, tam gdzie dramat i trud codzienności zdominował ludzkie życie. Również sprawiły one, iż człowiek zapomniał, że życie może wyglądać inaczej. Zatem wbrew przeciwnościom może on budować międzyludzkie pomosty zrozumienia siebie a zwłaszcza naturalnego świata, którego to pochwałą jest sztuka Barbary Kucharskiej.
dr Agnieszka Balewska 21.04.2015
http://salonsztukikreatura.blogspot.comBezkresy wód, piaszczyste plaże, błękit nieba, echo gór… Pejzaże Barbary Kucharskiej są poetyckie, emanują harmonią i spokojem, tchną nadzieją, zachwycają lekkością. Ale to nie wszystko, ponieważ o ile potrafimy spojrzeć dalej i nie pozwolimy zwieść się powierzchownej prostocie wyrazu dzieł artystki, to będziemy mogli spotkać się z niezwykłą głębią. Głębią rozumianą w kontekście poziomu doświadczalności piękna, ale także ładunku duchowego, jakim nacechowane jest malarstwo Basi. Artystka przez swoją sztukę umożliwia odbiorcy przekraczanie fizycznej rzeczywistość w stronę tego, co niepojęte i duchowe. Jej pejzaże odsłaniają istotę tego, co niewyrażalne. Są one niejako bramami do transcendencji, a przechodząc przez nie możemy dotknąć tego, co niedotykalne – światła, które w obrazach Barbary Kucharskiej wydaje się być osobowe. Malarstwo Basi określiłabym jako silne w przekazie, bo bezkompromisowe, zgodne z prawdami, które wyznaje i którymi żyje. Jeden z krytyków sztuki, Grzegorz Dziamski w swoim artykule zatytułowanym „Od sztuki do kultury wizualnej” napisał: „…wszystko może być sztuką, wszystko może funkcjonować jako sztuka.” Zgadzam się z tą wypowiedzią, ale dodając przy tym, że może ona być wszystkim, natomiast nie powinna być patologiczna moralnie. Niestety, nie sposób nie zauważyć, że sztuka obecnych czasów coraz częściej dąży do przekraczania granic i wzbudzania kontrowersji w społeczeństwie, aby tym samym przyciągnąć uwagę współczesnego człowieka – nierzadko głodnego nowych, coraz bardziej złożonych, intensywnych wrażeń i doświadczeń. Nie każdy artysta jednak ulega tej tendencji, a więc jego dzieła nie powstają „pod publiczność”, ale pozostają w zgodzie z wewnętrznym światem twórcy. Do tych artystów niewątpliwie należy Barbara Kucharska.
Grimma Roth